Strona:E. T. A. Hoffmann - Powieści fantastyczne 02.djvu/86

Ta strona została uwierzytelniona.

Wiadomo, że Turmhauser był złotnikiem, a zaprzeczano mu wszelkiej nauki, której przecież dał dowody niezbite. Puszczono pogłoskę, że nie on sam ułożył, ale za pieniądze kupił mądre księgi i przepowiednie, które ogłosił.
Nienawiść, potwarz, doszły do takiego stopnia, że, aby uniknąć losu żyda Lippolda — Turmhauser musiał potajemnie uciec z kraju. Nieprzyjaciele jego mówili, jakoby miał przystać do papistów, ale to fałsz. Ukrył się w Saksonii i dalej prowadził swój zawód złotnika, nie wyrzekając się nauki.
Edmund czuł się mocno pociągniętym ku staremu złotnikowi a ten mu się wywdzięczał zaufaniem i szacunkiem, nie tylko za pomocą poważnej krytyki, ale też ucząc go różnych tajemnic, znanych starym malarzom co do wyrobu i mieszania farb.
Tak zadzierzgnął się między Edmundem i starym Leonardem związek w rodzaju tych, jakie się układają pomiędzy uczniem wielkich nadziei a mistrzem tkliwym i pobłażliwym.
W jakiś czas potem, pewnego wieczoru letniego, w parku radca Melchior Voswin-