Strona:E. W. Hornung - Pamiętnik złodzieja.pdf/103

Ta strona została skorygowana.

nych. Umysł dawnego kolegi nie rozwinął się z latami, ale nie stracił piętna siły, zarówno jak jego charakter nie pozbył się wrodzonego uporu. Rozprawiał tak donośnie, że wkrótce ujrzałem dokoła nas tłum liczny a wysokie kołnierze i uśmiechy ironiczne młodych studentów nie zrażały naszego zaciekłego demagoga. Po co wydawać pieniądze na uczczenie człowieka, który umarł przed dwustu laty? Co za pożytek z tego wyniknie dla zmarłego lub dla szkoły? Przytem nieboszczyk był tylko nominalnie fundatorem naszego zakładu; w rzeczywistości ufundował małą elementarną szkółkę, wegetującą nędznie przez półtora wieku. Nasza wielka szkoła publiczna powstała w ciągu ostatnich lat pięćdziesięciu, a zasługę jej nie należy przypisywać pobożnemu filantropowi. Zresztą on był pobożnym obłudnie tylko; Nasmyth stwierdził to, czyniąc poszukiwania u źródeł. Na co tedy marnować fundusze na stawianie posągów, nie zasługującemu na uznanie człowiekowi?
— Czy wiele osób wśród tutejszej publiczności dzieli przekonania twoje? — pytał Raffles, gdy oponent zamilkł na chwilę dla nabrania w piersi oddechu.
Nasmyth spojrzeł na nas pałającym wzrokiem.
— Dotychczas, o ile wiem — rzekł — nie znalazł się w Paddington ani jeden rozsądny człowiek; sprawdzimy to jednak pojutrze wieczorom. Jak słyszę, zebranie tego roku ma być wyjątkowo liczne, miejmy nadzieję, że znajdzie się wśród niego kilku chociaż zdrowo myślących ludzi.
Raffles wstrzymał się od śmiechu, rzucając na mnie z boku znaczące wejrzenie.
— Rozumiem twoje poglądy — odezwał się mój przyjaciel — lubo nie mogę ich dzielić w zupełności.