Strona:E. W. Hornung - Pamiętnik złodzieja.pdf/145

Ta strona została skorygowana.

dne hotele zamknęły przed nim swoje podwoje; wynajął więc i wspaniale umeblował dom na ulicy Półksiężyca. Raffles rozmawiał poufale z amerykańskim siłaczem, podczas gdy ja przypatrywałem się z boku jego kosztownem guzikom przy koszuli, łańcuchowi od zegarka wysadzanemu drogimi kamieniami, ośmnasto karatowym soliterom i innym cennym drobiazgom. Drżałem z obawy, widząc Raffles'a podziwiającego z kolei te świcidełka z jemu właściwym wyrazem obojętnego znawcy, mającym dla mnie ukryte znaczenie. Doznawałem wrażenia, jakbyśmy dobrowolnie zaglądali w paszczę tygrysa i gdy następnie poszliśmy z Maguir'em do jego mieszkania oglądać inne trofea atlety, zdawało mi się, że wchodzimy do jaskini drapieżnego zwierza. Wspaniała to była wszelakoż jaskinia, umeblowana z przepychem i zbytkiem.
Trofea przyczyniły nam większej jeszcze niespodzianki, składały się z okazów sztuki w szlachetnym jej pojęciu, świadczących o wyrobieniu artystycznem po tamtej stronie Atlantyku. Między innymi darami mogliśmy ważyć w rękach pas wysadzany drogimi kamieniami, ofiarowany atlecie przez mieszkańców stanu Newada, złotą tablicę daną Barney'owi przez obywateli Sacramento i własne jego popiersie srebrne od klubu bokserów w New Yorku. Omało dech nie zamarł mi w piersiach, gdy usłyszałem Raffles'a pytającego Maguier’a, czy posiadając tyle drogocennych przedmiotów, nie obawia się najścia złodziei i odpowiedź atlety, że on ma w domu pułapkę, chwytającą żywcem najsprytniejszych złoczyńców, lubo mimo nalegań naszych nie chciał wyjawić, co to był za rodzaj pułapki. Wyobrażałem sobie, że był nią sam atleta ukryty za firanką. Przechwałki tego człowieka uważał Raffles za rzu-