Strona:E. W. Hornung - Pamiętnik złodzieja.pdf/156

Ta strona została skorygowana.

— Bunny! — zawołał, ziewając i przewracając się z boku na bok — przyszedłeś do mnie? — Odzywał się z serdecznością, wzruszającą mnie do głębi duszy — byłem pewny, że nie odmówisz mi pomocy! Czy nie wrócili jeszcze? Należy ich się spodziewać lada chwila; nie mamy czasu do stracenia.
— Nie będą nam przeszkadzali, stary druhu — zapewniałem.
Usiadł i zobaczył śpiącą trójkę.
Widok ten mniej zdziwił Raffles’a, niżeli mnie świadka odurzającego działania trunku na obecnych; nie widziałem nigdy jednak równie radosnego uśmiechu jak ten, który rozjaśnił poczernioną twarz mego przyjaciela.
— Czy dużo wypili Bunny? — pytał szeptem.
— Maguire trzy kieliszki, sekretarz i dama po dwa co najmniej.
— W takim razie nie potrzebujemy zniżać głosu, ani chodzić na palcach. Eh! śniło mi się, że mnie ktoś kułakami bił po plecach; musiało to być prawdą.
— Łatwo możesz zgadnąć, kto się pastwił nad bezbronnym — odparłem, wygrażając pięścią śpiącemu atlecie.
— Pozostanie w tym stanie do południa, chyba że dla otrzeźwienia go sprowadzą lekarza — zauważył Raffles. — Nie zdołalibyśmy mimo szczerej chęci rozbudzić gbura. Wiesz, ile wypiłem złowrogiego płynu? Zaledwie jedną łyżkę stołową. Przeczułem zdradziecki podstęp i chciałem rzecz zbadać; przekonawszy się, iż domysł mój trafny, etykietę z jednej butelki przeniosłem na drugą, nie przypuszczając, że będę świadkiem następstw spłatanego figla; zaraz jednak powieki straszliwie ciężyć mi zaczęły. Nie wątpiłem, że zostałem odu-