Strona:E. W. Hornung - Pamiętnik złodzieja.pdf/158

Ta strona została skorygowana.

Raffles przecząco poruszał głową, uznanie szczerej wdzięczności malujące się w jego spojrzeniu, stanowiło najmilszą dla mnie nagrodę.
In vino veritas! Bunny! — zauważył — o przywią, zaniu twojem do mnie nigdy nie wątpiłem; łącząca nas wzajemnie przyjaźń zdoła wyratować nas z biedy.
Gdy to mówił, twarz moja sposępniała; czułem — że nie zasłużone odbieram pochwały. Sądziłem zrazu, ze niebezpieczeństwo istotnie przestało nam grozić, że możemy wyjść z tego domu spokojnie, lecz naraz stanęły mi w myśli wszystkie trudności, jakie będziemy mieli do przezwyciężenia; o tych trudnościach pamiętałem zanim Raffles odzyskał przytomność, ale z chwilą gdy mój przyjaciel używał już w pełni władz umysłowych, na niego składałem obowiązek czuwania nad naszem bezpieczeństwem. Był to z mojej strony jakby instynktowny hołd, oddany rozumowi przewodnika mego.
— Gdybyśmy wymknęli się stąd cichaczem — dowodził Raffles — zostałbyś oskarżony o wspólnictwo ze mną i ułatwiłoby to policyi wyśledzenie mojej osoby. Musimy oba, Bunny, ujść ich pogoni, lub razem dostać się w ręce naszych wrogów.
Godziłem się na tę decyzyę, świadczącą o prawości uczuć mego przyjaciela.
— Ja nie trudne miałbym zadanie — mówił on w dalszym ciągu — jestem pospolitym złodziejem i ratować się mogę ucieczką. Nie wiedzą, kto jestem, ciebie jednak znają i gotowi dochodzić, dla czego pozwoliłeś mi ujść bezkarnie?
Przez chwil kilka Raffles namyślał się, marszczył czoło na wzór nowelisty obmyślającego wątek intrygi