Strona:E. W. Hornung - Pamiętnik złodzieja.pdf/167

Ta strona została skorygowana.

— Zbudowany był, jak widzę, w końcu szesnastego lub na początku siedmnastego wieku — rzekł.
— Istotnie sięga tej epoki — odpowiedziałem — lecz z czego mogłeś to wnosić?
— Z wieży pokrytej łupkiem nad sienią, z okienek w dachu zakratowanych i ganeczków żelaznych w górze, co wszystko stanowi cechę ówczesnej architektury. Te ganeczki zwłaszcza tworzyły zupełnie nie przydatny do budynku dodatek.
— Nie mów tego — zaprzeczyłem żywo — one były mojem sanctum sanctorum w chwilach rekracyi. Tam wypaliłem pierwszą fajkę, i napisałem pierwsze wiersze.
— Bunny! Bunny! — upominał Raffles, kładąc mi rękę na ramieniu — gotów jesteś ograbić twój dom rodzinny a nie pozwalasz krytykować go ani jednem słowem.
— Zupełnie rzecz inna — dowodziłem — wieżyczka na dachu istniała za moich czasów, człowieka zaś, którego zamyślam ograbić, nie był tam wówczas.
— Chcesz to uczynić rzeczywiście Bunny?
— Choćby bez niczyjej pomocy — odciąłem szorstko.
— Nie bądź takim śmiałkiem — żartował Raffles, potrząsając głową — sądzisz, że opłacić się nam może daleka wyprawa?
— Daleka wyprawa? Miejscowość położona niecałe czterdzieści mil angielskich od Londynu i Brighton.
— Na kiedy oznaczyłeś termin?
— Od piątku za tydzień.
— Nie lubię załatwiać interesów w piątki; to dni feralne.