Strona:E. W. Hornung - Pamiętnik złodzieja.pdf/20

Ta strona została skorygowana.

ści, a ślady pozostawione na klombach kwiatowych bywają zdradne. Czekaj: tędy przeniosę cię ostrożnie.
Wypadało przejść drogę, którą zajeżdżały przed dom powozy i gdzie padało światło lampy z przedpokoju; żwir wyżłobiony kołami, groził usuwaniem się głośnem za każdym krokiem. Raffles trzymając mnie na rękach, przebył niebezpieczne miejsce, jak skradający się po zdobycz lampart.
— Zdejm obuwie i włóż je do kieszeni, to najważniejsze! — szepnął mój towarzysz. Poczem wyjął ostrożnie pęczek kluczy, probował kolejno kłaść je w zamek a za trzecim otworzył drzwi do sieni. Gdyśmy stali jeszcze na słomiance i on zwolna drzwi przymykał, zegar w przedpokoju wydzwonił półgodziny dźwiękiem tak mi dobrze znanym, że uchwyciłem Raffles’a za rękę. Moje półgodziny szczęścia ubiegały przy takich właśnie dźwiękach! Przerażonym wzrokiem rozglądałem się dokoła. Kołki na kapelusze i wieszadła dębowe przypominały mi również przeszłość. Raffles śmiał się, trzymając drzwi na oścież otwarte, jakby tem samem zachęcał mnie do cofnięcia się w porę.
— Skłamałeś przedemną! — wymawiałem szeptem.
— Nie mam tego na sumieniu — odparł. — Meble są Hektora Carruther, ale mieszkanie jest lorda Lochmaben. Patrz!
Pochylił się i podniósł z ziemi zgniecioną kopertę telegramu, na której przeczytałem skreślony ołówkiem adres: „Lord Lochmaben”. Wyjaśniło mi to zaraz położenie rzeczy: moi znajomi odnajęli mieszkanie umeblowane i każdy byłby mnie o tem uprzedził, za wyjątkiem Raffles’a.
— Dobrze; zamknij drzwi — mówiłem.