Strona:E. W. Hornung - Pamiętnik złodzieja.pdf/94

Ta strona została skorygowana.

— A teraz?
Stanę zaraz przy tobie. Śliczny widok. Nie miałem dotychczas sposobności rozglądać się po ulicy o tak spóźnionej porze. W domu, jaki widzisz tam w głębi, w jednem oknie tylko pali się światło.
Z twarzą opartą na szybie wskazywał w pewnej odległości małą uliczkę. Otworzyłem okno i wychyliłem się, by lepiej widzieć.
— Nie może to być dom lorda Thornaby? — pytałem.
Nie byłem poznajomiony z dzielnicą miasta, ciągnącą się od strony okien moich w tyle.
— Właśnie jest to rezydencya naszego dzisiejszego amfitryona — odparł mój przyjaciel — przypatrz jej się przez twoją lornetę teatralną. Oddała mi ona wielkie przysługi.
Zanim szkła przyłożyłem do oczu, łuski z tych oczu spadły w jednej chwili; zrozumiałem, dlaczego Raffles w ciągu ostatnich tygodni bywał tak częstym u mnie gościem, przychodził między siódmą a ósmą wieczorem i przy tem oknie wystawał długie chwile, patrząc przez lornetkę. Szkła ułatwiły mi również dokładne rozejrzenie się w miejscowości. W jedynem oświeconem oknie przesuwały się cienie ludzkie; domyśliłem się, że było to okno, przez które Parrington wszedł do ubieralni lorda.
Odgadłeś trafnie — rzekł Raffles w odpowiedzi na moje pytanie — nad tem oknem właśnie czyniłem obserwacye w ciągu kilku ostatnich tygodni. Wychodzi ono z pokoju, w którym jego lordowska mość przywdziewa swe nocne szaty i stroi z rana dostojną swą osobę. Widziałem, jak go raz golono, zanim wstał z łóżka. Wieczorem po odejściu pana swego, lokaj zostaje trochę