Strona:E. W. Hornung - Tragiczny koniec.pdf/15

Ta strona została uwierzytelniona.

zapomnę wyrazu jego twarzy, gdy zatrzymawszy się zwrócił ku mnie wymierzony rewolwer.
— Nie bój się pan, nie jestem tym, którego ścigasz. Spieszmy się, będę panu towarzyszył.
Zaklął pod nosem i popędził dalej. Podczas całej naszej gonitwy, daleka gwizdawka nie milkła ani na chwilę, wołając przeraźliwie o pomoc. Dobiegliśmy do przedmieścia. Tajemnicza gwizdawka musiała być teraz bardzo blisko, a gdyśmy skręcali w boczną ulicę natknęliśmy się na policjanta, który ukryty w niszy opustoszałego domu zatrzymał nas pospiesznie.
— Teraz jest nas dosyć — szepnął, chowając gwizdawkę. — Jeden z naszych ludzi stoi na czatach po przeciwnej stronię domu. Ptaszek złapał się sam w pułapkę. Ale kogo to towarzyszu przyprowadzasz ze sobą — spytał, wskazując na mnie.
— Ja na ochotnika — odpowiedziałem mu — nie zabronicie mi panowie być wam pomocnym, gdy sposobność się nadarzy.
Chwilę potem przyłączyłem się do trzeciego policjanta, który pilnował tylnego wejścia. Podczas gdy dwaj pozostali weszli do środka frontowemi drzwiami.
Nie wiem jak długo czekaliśmy, ale po jakiejś chwili, światło latarek wewnątrz domu przestało