Strona:E. W. Hornung - Tragiczny koniec.pdf/26

Ta strona została uwierzytelniona.

— Czy widzisz ten yacht na lewo w przystani? Faucon się nazywa; tam ukryłem pieniądze, o czem ci dotąd nie mówiłem.
— Nie pójdę — sprzeciwiłem się energicznie. — Jesteś szalony Deedes! Idź zaraz po pieniądze i sam je przynieś, a ja tu będę na ciebie czekał.
— Ależ mój drogi, jedna osoba nie udźwignie tego ciężaru — tłumaczył się wykrętnie.
— A więc zawołaj twego wspólnika; widzę o sto kroków od nas jakąś podejrzaną postać, zawołaj go tu.
Deedes posłuchał mię, poczem ów nieznajomy zawrócił natychmiast i zaczął się ku nam zbliżać. Byłem zdumiony, że usłyszał tak ciche wołanie, ale zdziwienie moje przerodziło się w zgrozę, niedającą się opisać, gdy nagle poznałem w nim mego kolosa, spotkanego rano w kościele. Tknięty strasznem przeczuciem, zacząłem wołać: na pomoc, na pomoc!
Wtedy uczułem czyjąś zimną, wilgotną dłoń zaciskającą się na moich ustach; maszty i żagle zawirowały przed memi oczyma, uciekając hen ku gwiazdom, poczem siły mię opuściły i straciłem przytomność.
W jakiejś chwili zbudziłem się w eleganckiej kabinie, rozebrany i umieszczony wygodnie na czystem posłaniu, podczas gdy ubranie moje, starannie rozciągnięte na wieszadle, bujało się w prawo i w lewo