Strona:E. W. Hornung - Włamywacz Raffles mój przyjaciel.pdf/122

Ta strona została przepisana.

szą rzuciłem się na ławkę pod rozłożystem drzewem, którego cień zaciemniał jeszcze bardziej nieprzebitą ciemność nocy. Odpocząłem chwil kilka, poczem rozsznurowałem buciki, celem zaoszczędzenia czasu i raz jeszcze uprzytomniłem sobie program zamierzonego postępowania z opanowaniem nerwów, które miało być godne mojego mistrza i przyjaciela. Dzisiaj dopiero dochodzę do przekonania, że moja zimna krew była sztuczna i tem się różniła od chłodnej decyzji Ralfa, czem różni się każde naśladownictwo od wrodzonego genjuszu. Małpowanie Ralfa posunąłem do tego stopnia, że zapaliłem zapałkę, pocierając ją o spodnie i zapaliłem papierosa, w ten sposób wmawiając w siebie samego zimne zrównoważenie i opanowanie sytuacji. Nawet Ralf, jak sądzę nie miałby w takiej chwili odwagi. Mnie jednak zależało specjalnie na tem, abym mógł się potem pochwalić mojem bahaterstwem. Istotnie odczuwałem w tym krytycznym momencie dreszcz emocji, mile łechtający moją miłość własną. Nie doświadczałem żadnej trwogi, a raczej ciekawość, jakie wyjście będzie miała ta bądź co bądź denerwująca sytuacja. Z pewną niecierpliwością oczekiwałem walki i wreszcie nie mogłem doczekać się epilogu dzieła zamierzonego i wysiedzieć spokojnie tak długo, jak początkowo postanowiłem, co nawet było nieodzowne dla imprezy. Wreszcie zdecydowałem się zgasić papierosa na wilgotnej murawie i zamierzałem zdjąć obuwie, aby przejść cichaczem przez wysypaną żwirem drożynę ogrodową, prowadzącą do cieplarni, gdy w tem powstrzymał mnie jakiś szmer tajemniczy. Było to jak gdyby tłumione sapanie gdzieś w pobliżu. Stanąłem jak wryty; postać moja musiała zapewne uwidocznić się na tle trawnika, oświetlonego teraz jasnem światłem księżyca, ponieważ zostałem zauważony. Jakiś chra-