Strona:E. W. Hornung - Włamywacz Raffles mój przyjaciel.pdf/126

Ta strona została przepisana.

razie — łatwiej będzie panu opanować sytuację — wewnątrz domu, niż z ogrodu. No — nareszcie — dziękuję panu. Proszę zachowywać się możliwie spokojnie — moglibyśmy zbudzić matkę.
Zanim wyszliśmy na pierwsze piętro, upłynęło kilka minut czasu. Na wąskich stopniach było zaledwie tyle miejsca, abym mógł podać mojemu przewodnikowi ramię, drugą ręką wspierał się na poręczy schodów. W ten sposób posuwaliśmy się krok za krokiem, odpoczywając na każdym stopniu, wreszcie na piętrze po wyczerpującej walce z astmą, dostaliśmy się do przestronnego pokoju bibljotecznego, przylegającego do sypialni. Lecz natężenie pozbawiło mojego towarzysza oddechu i mowy; jego zmagające się z brakiem oddechu płuca wydawały potężny świst, jak miech kowalski. Na migi wskazał mi otwarte drzwi do sypialni. Zrozumiałem go i niezwłocznie je zamknąłem. Następnie, ulegając jego niememu wezwaniu, podałem mu szklankę wody, którą chciwie wypił. Wkrótce atak uspokoił się nieco i biedaczysko siedział zgarbiony w fotelu, oddychając ciężko.
— Głupi byłem, że dałem się skusić do położenia się do łóżka. Spoczynek djabli wzięli, noc zapowiada się bardzo ciężko. Bądź pan łaskaw podać mi ze stołu te małe brunatne papierosy. Dziękuję — poproszę jeszcze o zapałki.
Astmatyk zachłysnął się od dymu papierosa i widocznie dusił się, zaciągając się chciwie. Nowy atak kaszlu zdawał się wytrzepywać z nieszczęśliwego resztki życia. Nie istniał chyba w tym wypadku bardziej radykalny środek powolnego samobójstwa. Niespodziewanie jednak nastąpiło zwolna znaczne polepszenie, biedaczysko mógł przynajmniej wyprostować się w fotelu i wypić z widoczną przyje-