Strona:E. W. Hornung - Włamywacz Raffles mój przyjaciel.pdf/131

Ta strona została przepisana.

zupełnie cierpienie, niestety, nie na długo — wyrzekł Medlicott znużonym głosem. — Drugiej dozy nie wolno mi już wziąć bez wiedzy lekarza. No, jedna wystarczy kompletnie, aby przez chwilę mieć przedsmak piekła! Ale — cóż to takiego? Pan zdaje się nasłuchuje? Jeśli to jest policjant, to możnaby z nim pomówić.
Lecz nie był to policjant; szmer dochodził nie z zewnątrz, lecz z pokoju pod nami, gdzie słychać było dziwne, tajemnicze kroki. Zbliżyłem się do okna i wychyliłem, aby zbadać, kto jest sprawcą niepokoju. Z okna pod nami padał na murawę ogrodu migotliwy odblask światła.
— To z pokoju, w którym przechowane są podarunki ślubne! — szepnął stojący taż obok mnie Medlicott.
Cofnęliśmy się pospiesznie od okna i w tej chwili spojrzałem mu w oczy jasno i otwarcie jak jeden uczciwy człowiek drugiemu. Widocznie cudowne zrządzenie przeznaczenia miało mi wskazać prawą drogę obowiązku. Zdecydowanie przeciąłem gordyjski węzeł losu — przed sobą widziałem drogę wytyczną jasno i prosto. Przypadło mi w udziale powstrzymać to, czego ja sam się podjąłem. Dopiero teraz uświadomiłem sobie, że od samego początku wzdragałem się przeciw dokonaniu rabunku i poniekąd wdzięczny byłem losowi, że utrudnił mi to zadanie. Obecnie nie tylko przyjąłem z wdzięcznością zrządzenie losu, lecz nawet bez skrupułów poddałem mu się, myśląc tak o biednym astmatyku, jak i o moim przyjacielu. Mogłem obecnie postąpić uczciwie wobec obydwu. Nie narażałem na szwank ani mojej ambicji i odwagi włamywacza, ani własnego honoru i sumienia.
Takie myśli przewijały mi się gorączkowo przez