Strona:E. W. Hornung - Włamywacz Raffles mój przyjaciel.pdf/132

Ta strona została przepisana.

głowę, podczas gdy staliśmy oko w oko z moim przygodnym towarzyszem i z zapartym oddechem przysłuchiwaliśmy się dolatującym z dołu szmerom. Jeszcze jeden krok dał się słyszeć, raczej przeczuty, aniżeli istotnie uchwycony — i ogarnięci najwyższem zdenerwowaniem wzajemnie skinęliśmy sobie porozumiewawczo głową. Tymczasem Medlicott stał się znowu podobnie bezsilny, jak z początku, rumieniec znikł z jego twarzy i głośne sapanie przerwało dotychczasową ciszę. W takim stanie rzeczy mógł mi tylko przeszkodzić, miast być pomocnym, wobec tego dałem mu znak, aby pozostał na swojem miejscu i mnie wyłącznie pozostawił spławienie tego draba. Wówczas to na spojrzenie chorego, bystre i badawcze, którem obrzucił mnie nie po raz pierwszy w czasie tego przymusowego pełnienia samarytańskiej służby, przeszedł mnie dziwny dreszcz wstydu i grozy.
— Widzę, że skrzywdziłem pana — zdołał wyszeptać chory, ukrywając prawą rękę w fałdach szlafroka. — Początkowo sądziłem... Lecz dajmy temu pokój, przyznaję się do omyłki... Widzi pan jednak, co panu groziło? Ten przedmiot miałem przez cały czas ukryty z kieszeni!
W tej chwili byłby mi biedak chętnie oddał w dowód zaufania i zawartego przymierza swój mały rewolwer, lecz ja, wzruszony tym dowodem przyjaźni, nie chciąłem nawet dotknąć jego przyjacielsko wyciągniętej dłoni. Pragnąłem wpierw zasłużyć sobie na jego uścisk. W nagłym przypływie uczciwości postanowiłem obronić go przed nieprzyjacielem, lub paść na tej narzuconej mi losem placówce. Odciągnąłem kurek broni, która w tym wypadku nie na wiele mogła mi się przydać i przeciskając się pod ścianą, schodziłem po schodach.
Widocznie nie sprawiałem najmniejszego nawet