Strona:E. W. Hornung - Włamywacz Raffles mój przyjaciel.pdf/134

Ta strona została przepisana.

samo ubranie, w którem biegł ongiś za dorożkami jako tragarz, na bucikach miał grube pokrowce, ściszające kroki. Na głowie krwawiła rana, którą mu przed chwilą własnoręcznie zadałem. Przerażenie moje wzrastało z sekundy na sekundę.
— Boże, co teraz czynić? — jęknąłem boleśnie, badając uderzenia serca rannego przyjaciela.
W tej chwili przerwał ciszę świst charczącego oddechu mojego astmatycznego przyjaciela.
— Doskonale się pan spisał! — nie ukrywał biedaczysko swojej radości. — Słyszałem wszystko, lecz chciałbym, aby awantura ta nie obudziła mojej matki. Musimy, o ile to jest wykonalne, ukryć przed nią jak najskrupulatniej całe zdarzenie.
W skrytości ducha posyłałem tę matkę na samo dno piekła, lecz równocześnie mówiłem sobie, badając pult Ralfa, że los postąpił wobec niego słusznie i sprawiedliwie i że w gruncie rzeczy dobrze mu się stało. Gdybym mu nawet rozpłatał czaszkę, byłoby to wyłącznie jego winą, a nie moją. Wyszedł znowu na jaw ten tak charakterystyczny dla niego błąd: wtajemniczyć mnie połowicznie w swoje plany i wreszcie okazać brak zaufania. Mimo niepokoju o niego czułem do niego żal, usprawiedliwiony całkowicie tą dziwaczną manią nieufności. Opłaciło mu się przewędrować połowę Anglji, wyszpiegować mnie przy robocie na to, aby wreszcie dokonać jej samemu!
— Czy jest nieżywy? — zapytał astmatyk bez oznak współczucia.
— Ani mu się śniło! — odparłem z oburzeniem, którego nie należało okazywać w mojej sytuacji.
— Musiał pan jednak porządnie mu dogodzić — odparł młody Medlicott. — Prawdopodobnie pan pierwszy go zaatakował. Może pan mówić o szczęściu, jeżeli to mordercze narzędzie należało do nie-