Strona:E. W. Hornung - Włamywacz Raffles mój przyjaciel.pdf/151

Ta strona została przepisana.

— Nie, kochasiu, co też pan opowiada! — zawołał. — Bo to przyznam się panu, że uważałem pana za jednego z tych nocnych ptaszków, polujących na cudze dobro. Ale teraz, to sobie już całkiem dobrze przypominam. Gdybyś pan zawahał się i nie otworzył jadaczki migiem, jużby pan połknął swoje własne ząbki, kochasiu. Tak, tak, u mnie to już tak bez mitręgi. Ale teraz wejdź pan ze mną i łyknij pan wódeczki, aby mi pokazać, że — psia krew, a tam co nowego?!
W czasie naszego djalogu zdołał sekretarz otworzyć bramę, lecz nagle Maguire zatrzymał wchodzącego, chwytając go energicznie za kołnierz. Z pokoju na końcu korytarza padało światło aż na schody wąskiej sieni.
— Światło w mojej budzie! — mówił Maguire z irytacją. — A te przeklęte drzwi otwarte, mimo, że zamknąłem je przed odejściem, a nawet mam klucz w kieszeni! A to ci dopiero awantura, co? No, spodziewam się, żeśmy przynajmniej złowili jednego ptaszka. Moi państwo, poczekajcie chwilę i nie ruszajcie się z miejsca, ja sam zobaczę, co się tam święci!
Ociężała postać boksera przeszła na palcach aż do drzwi otwartych, robiąc wrażenie tresowanego słonia. Tam zaczął wymachiwać potężną ręką, niby kolbą karabinu, wykonując najbardziej prawidłowe ruchy bokserskie. Po upływie kilku sekund zaprzestał pojedynku wobec braku przeciwnika i z zadowoleniem zacierając ręce, trząsł się od śmiechu.
— Chodźcież, panowie! — zawołał z widoczną radością. — Przybliżcie się i przypatrzcie jednemu z tych przeklętych łotrów, jak to sobie leży na ziemi, niby przygwożdżony i nie może się poruszyć.
Łatwo sobie można wyobrazić uczucie, jakiego