Strona:E. W. Hornung - Włamywacz Raffles mój przyjaciel.pdf/153

Ta strona została przepisana.

A właśnie ów osobnik leżał tuż pod aparatem telefonicznym.
— Zna go pan może’? — zapytał mnie blady sekretarz, widząc że z ciekawością pochyliłem się nad owem indywiduum. Serce biło mi jak młotem.
— Skądże znowu! Chciałem się tylko przekonać, czy jeszcze żyje — odparłem, widząc, że to istotnie nieprzytomny Ralf leży na ziemi. — Lecz cóż na miły Bóg zaszło tutaj właściwie? — zapytałem z kolei.
— I ja chciałabym się dowiedzieć, co się tutaj właściwie stało — piszczała histerycznie niewiasta w papilotach, wystawiając kędzierzawo ufryzowaną głowę z za olbrzymiego wachlarza.
— Mojem zdaniem tylko mr. Maguire może zadecydować, czy możemy się dowiedzieć o tem, czy też nie — zauważył kategorycznie sekretarz.
Sławny mistrz boksu stał majestatycznie na dywanie perskim i rozkoszował się swym tryumfem, spoglądając z dumą wokoło. Była to dla niego chwila nazbyt słodka, aby opłaciło mu się zakłócić ją słowami. Pokój, w którym znajdowaliśmy się, był właściwie gabinetem do pracy, urządzonym bardzo wymyślnie i kunsztownie. Nic z jego otoczenia, nie zdradzało w nim zawodowego boksera, wyjąwszy jego samego, jego zachowania się i wulgarnego słownika, oraz jego muskularnej postaci i wystającej szczęki. Swego czasu oglądałem dokładnie jego mieszkanie i znałem także pokój, w którym obecnie rozgrywała się emocjonująca scena. Dama we, flitrach spoczywała w olbrzymim fotelu, niby wielka ozdoba na choinkę, sekretarz stał oparty o biurko, zaś głowa boksera odcinała się ostro od wysokiej, nowej szafy na książki, wyłożonej drogocenną porcelaną i bronzami. Nabiegłe krwią oczy boksera błądziły z widoczną satysfakcją i rozkoszą doznanego