Strona:E. W. Hornung - Włamywacz Raffles mój przyjaciel.pdf/160

Ta strona została przepisana.

ślana! Teraz cała paczka siedzi uwięziona, z wyjątkiem mojej skromnej osoby!
Przy ostatnich słowach zciszyłem głos, lecz było to całkiem zbyteczne. Jeszcze kilka zdań wygłosiłem bez sensu, od tak, w koło Macieju, aby przekonać się, czy przemówienie moje nie wpłynie na sekretarza o tyle, aby zdołał otworzyć oczy. Okazało się jednak, że słowa moje wywierają na niego wpływ wręcz przeciwny. Głowa opadła na stół z silnym łoskotem, mimo to nie zdawał się odczuwać uderzenia. Był bezwładny, jak kłoda i nawet nie drgnął w chwili, gdy podsuwałem mu jego własne ramię pod głowę. Obok niego siedział Maguire i spał z głową opartą o sztywny gors koszuli, zaś dama w srebrzystej sukni spoczywała w fotelu, oddychając regularnie. Łuski jej lśniącej sukni migotały w świetle lampy. Wszystko troje zdawało się spać snem kamiennym; czy to było kwestją przypadku, czy też zaważył tu na szali wpływ trzeciej osoby, nad tem pytaniem nie miałem czasu się zastanawiać. Wystarczyło mi stwierdzić, że z ich strony nie grozi mi niebezpieczeństwo.
Wreszcie mogłem poświęcić uwagę Ralfowi. Jego sytuacja była właśnie tą odwrotną stroną medalu. Biedak spał tak twardo, jak i nieprzyjaciel — tego właśnie obawiałem się najbardziej. Łagodnie potrąciłem go raz i drugi, lecz nie dawał znaku życia. Potrząsnąłem nim zatem nieco silniej, na co on zareagował mruczeniem bez związku. Trwało to jeszcze kilka groźnych chwil, zanim oprzytomniał i począł mnie poznawać.
— Bunny! — wymamrotał, ziewając. Wreszcie uprzytomnił sobie swoją sytuację. A więc przyszedłeś mi na pomoc — rzekł tonem tak serdecznym i pełnym uznania, że, zadowolony, zaczerwieniłem się jak panienka. — Nie darmo liczyłem na ciebie. Czyżby