Strona:E. W. Hornung - Włamywacz Raffles mój przyjaciel.pdf/161

Ta strona została przepisana.

oni jeszcze nie wrócili? W takim razie należy każdej chwili spodziewać się ich powrotu. — Szkoda tracić czasu.
— Nie, nie bój się, już oni tutaj nie wrócą, bo już oddawna siedzą wszyscy razem! — odparłem szeptem. Natychmiast Ralf podniósł głowę i własnemi oczyma ujrzał, co się święci. Całe trio spało snem kamiennym.
Ku mojemu zdumieniu Ralf był mniej zdziwiony tem, co ujrzał, aniżeli ja sam, który byłem naocznym świadkiem całego wydarzenia. Na twarzy jego zagościł uśmiech triumfu tak zwycięskiego, jak nigdy jeszcze. Uśmiech ten opromienił jego czarne, zamorusane sadzą oblicze. Najwidoczniej scena ta, która mnie wprawiła w takie zdumienie, nie była dla niego ani zagadką, ani niespodzianką.
— Jak dużo wypili mniej więcej? — zapytał szeptem.
— Maguire wypił 3 kieliszki, zaś sekretarz i ta pani po dwa.
— W takim razie nie musimy zachowywać żadnych środków ostrożności, bo i tak nas nie usłyszą. Śniło mi się, że ktoś trącił mnie w żebra, lecz to zapewne było prawdą.
Przytrzymując ręką bok, w który Maguire kopnął go poprzednio z całej siły i krzywiąc się z bólu, powstał zwolna.
— Kto z tej trójki zdobył się na ten postępek, nie trudno się chyba domyśleć! — odparłem. — Ale teraz bydle to ma za swoje! — W ostatniej pasji pogroziłem pięścią brutalnemu bokserowi pod samym jego murzyńskim nosem.
— Jest unieszkodliwiony aż do południa, o ile nie nadejcie pomoc lekarska — rzekł Ralf. — Wątpię, czy udałoby się nam obudzić go teraz, gdybyśmy nawet chcieli to uczynić. Jak myślisz, ile tego sza-