Strona:E. W. Hornung - Włamywacz Raffles mój przyjaciel.pdf/163

Ta strona została przepisana.

Nigdy jeszcze Ralf nie przysłuchiwał się moim słowom z taką uwagą i zaciekawieniem. Przy ostatniem zdaniu wyraz jego twarzy złagodniał, z serdecznym uśmiechem uścisnął mnie przyjaźnie za rękę.
— Więc spodziewałeś się, że znajduję się w wielkiem niebezpieczeństwie, zaatakowany przez najsilniejszego boksera na całym świecie, a jednak przybiegłeś mi na pomoc, aby z mojej przyczyny wdać się w beznadziejną walkę z samym nawet Barney‘em Maguirem! Nawet Zygfryd, walczący ze smokiem, traci na bohaterstwie w porównaniu z tobą!
— To bynajmniej nie jest wyłącznie moją zasługą — przyczyna takiego postępowania jest zupełnie inna — odpowiedziałem, mając na myśli moją brawurową nierozwagę i sprzyjające mi szczęście. — Znasz przecież starego Morrisona? Właśnie dzisiejszego wieczoru jadłem z nim kolację w jego klubie i popijałem obficie winem.
Ralf pokiwał głową z dobrotliwym uśmiechem, w oczach jego jaśniało uznanie, które dla mnie było najmilszą nagrodą.
— To w moich oczach nie odgrywa żadnej roli, jak dużo wina wypiłeś do kolacji. In vino veritas, Bunny. Twoja junacka odwaga nie wymaga takiej zachęty, ani podniety. Nigdy nie wątpiłem w twoje męstwo, na przyszłość przyrzekam ci, że ani mi przez myśl nie przejdzie kiedykolwiek w nie wątpić. I teraz jestem przekonany, że jakoś sobie damy radę.
Na te zagadkowe słowa mojego przyjaciela twarz moja wydłużyła się z rozczarowania. Dotychczas myślałem, że już po naszym kłopocie, że wystarczy jedynie przejść poza próg mieszkania — i cała sprawa jest załatwiona. Nagle spojrzałem Ralfowi w oczy — i zrozumieliśmy się natychmiast. Patrząc na te trzy osoby, śpiące snem sprawiedliwych i nie