Strona:E. W. Hornung - Włamywacz Raffles mój przyjaciel.pdf/170

Ta strona została przepisana.

mego dnia i ja to właśnie miałem stwierdzić jego identyczność.
Pojechałem wprost do mojego mieszkania. Przed domem spotkałem portjera, który pomagał mi wysiąść z dorożki. Oblicze jego miało wyraz takiego przerażenia, że natychmiast domyśliłem się dotyczącej mnie katastrofy.
— Proszę pana, stało się nieszczęście! Tej nocy włamano się do pańskiego mieszkania i obrabowano je doszczętnie! — zawołał.
— Co!! Złodzieje w mojem mieszkaniu! — zawołałem przerażony. — Ze zgrozą uprzytomniłem sobie, że to, co stało się ich łupem, mogło w wysokim stopniu obciążyć przed policją tak mnie, jak i Ralfa.
— Drzwi wyważono sztabą żelazną — opowiadał portjer. — Mleczarz pierwszy zauważył kradzież. Obecnie przebywa policjant w pańskiem mieszkaniu.
Boże mój, co za fatalny zbieg okoliczności! Policja, rewidująca moje mieszkanie! Nawet nie czekałem na windę, lecz niezwłocznie pobiegłem na górę, biorąc po kilka schodów na raz. Umundurowany intruz notował coś skrzętnie w grubym notesie, maczając ołówek w ustach. Na razie nie przestąpił jeszcze progu pokoju, lecz opisywał stan wyłamanych drzwi. W zdenerwowaniu przebiegłem pędem koło niego. Któż opisze moje przerażenie, gdy zastałem opróżnioną komodę, w której przechowywaem moje skarby, zaś zamek wyłamany!
— Skradli panu przedmioty wartościowe? — pytał policjant, stając niespostrzeżenie tuż za mną.
— Tak jest, stare srebro rodzinne — odpowiedziałem zgodnie z prawdą, lecz nie objaśniłem go, że rodzina, od której pochodziło srebro, nie była