Strona:E. W. Hornung - Włamywacz Raffles mój przyjaciel.pdf/180

Ta strona została przepisana.

portretowi niedawno zmarłego prezydenta policji.
— Co to był za poczciwy człowiek! — zawołał Ralf. — Poznałem go pewnego razu na kolacji u jednego z naszych wspólnych znajomych i spędziłem mile czas na dyskusji na temat jednej z moich głośnych afer. Tutaj w „Czarnym Muzeum“ nie będziemy tak dobrze poinformowani o naszych sprawach, jak wówczas z własnych ust prezydenta. — Przypominam sobie, że przed laty byłem na komisarjacie policji w White Hall, gdzie oprowadzał mnie jeden z najwytrawniejszych tajnych agentów policji. Kto wie, czy i tutaj nie zachodzi podobny wypadek?
Lecz zdawało się, że nasze obawy były płonne, co poznaliśmy na pierwszy rzut oka, obserwując młodego, niedoświadczonego urzędnika policji, który ofiarował się na naszego przewodnika. Młodzian ten nie miał w sobie nic z typu policjanta. Nosił najwyższy kołnierz, jaki kiedykolwiek zdarzyło mi się widzieć przy mundurze; twarz jego nie zdradzała ani śladu przebywania na wolnem powietrzu, cała postać nie posiadała cech sportowca. Jednym kluczem otworzył drzwi na końcu korytarza i wprowadził nas do owego muzeum okropności, które prawdopodobnie nie może się pochwalić wielką liczbą zwiedzających. W sali było zimno, jak w grobowcu. Podniesiono story i wówczas wpadło przez okna nieco światła, które pozwoliło nam rozróżnić eksponaty. Przedewszystkiem wpadł nam w oczy szereg pośmiertnych masek gipsowych znanych przestępców, które spoglądały na nas z półek szaf widmowym wzrokiem.
— Ręczę, że młodzian ten nie jest bynajmniej niebezpieczny — szepnął Ralf — lecz na wszelki wypadek radzę przezorność. Już widzę moje relikwie,