Strona:E. W. Hornung - Włamywacz Raffles mój przyjaciel.pdf/183

Ta strona została przepisana.

nowie przy dwudziestem pierwszem równie nieświadomi, jak na początku.
— Ależ wierzę panu najzupełniej — odparł Ralf, rzucając mi znaczące spojrzenie. — Oszczędź pan sobie zatem tych pytań i opowiadaj nam niezwłocznie ciekawe dzieje tego eksponatu.
Mówiąc to, otworzył tak dobrze nam znane pudełko, w którem leżało niegdyś dwadzieścia pięć papierosów Sulliwan. Zamiast nich ujrzeliśmy owinięte w watę kostki cukru. Obserwowałem Ralfa, jak ze sztucznie ukrywanem zadowoleniem przypatrywał się pudełku. Nasz przewodnik widocznie z satysfakcją oczekiwał wrażenia, które wywoła jego opowiadanie.
— Zaraz zmiarkowałem, że pudełko to wywoła podziw panów — rzekł zadowolony z efektu komisarz. — Związana jest z niem iście amerykańska historja. Dwaj wytworni Yankesi zażądali od pewnego jubilera, aby przysłał im do seperatki w restauracji kosztowności do wyboru. Gdy przyszło do zapłaty, wywiązały się pewne trudności z powodu czeku, lecz wkrótce sprawę uregulowano. Obydwaj panowie byli widocznie nazbyt rozsądni, aby kusili się o zachowanie przedmiotów, których nie byli w stanie zapłacić gotówką. Poprosili więc zastępcę firmy, aby aż do czasu złożenia należytości w gotówce klejnoty wybrane leżały zapakowane i zapieczętowane w kasie firmy i aby kupiec uważał je za sprzedane, aż do chwili, w której oni przyjdą z umówioną sumą. Złotnik zgodził się chętnie na żądanie bogatych Amerykanów, nie dopatrując się w niem niczego nadzwyczajnego. Rzecz ta musiała się każdemu wydawać zupełnie w porządu — nieprawdaż, panowie?
— Niewątpliwie — odparł sentencjonalnie Ralf.