Strona:E. W. Hornung - Włamywacz Raffles mój przyjaciel.pdf/192

Ta strona została przepisana.

pociągu, a obecnie uciekł bez słowa pożegnania.
— Nawet nie słyszałem, kiedy się oddalił — rzekł z nieszczęśliwą miną nasz przewodnik, nie ukrywając przerażenia.
— I ja nie, lecz przed chwilą poklepał mnie on po plecach i wymamrotał kilka słów. Byłem jednak zanadto zaabsorbowany przeglądaniem tej niesamowitej książki, aby zwrócić uwagę na jego słowa. Prawdopodobnie wówczas zapowiedział mi, że odchodzi. Dobrze, niech sobie idzie. Ja sam z przyjemnością oglądnę wszystko, co jeszcze pozostaje ciekawego.
W myśl przysłowia, że na złodzieju czapka gore, pozostałem dłużej, aniżeli zamierzałem, aby tylko odwrócić wszelkie podejrzenia, któreby ewentualnie mogło wywołać nagłe zniknięcie Ralfa. Widziałem nawet odchodzącego inspektora Druce ze znajomymi, naturalnie po dokładnem obejrzeniu relikwij Ralfa Rafflesa. Na sali pozostałem tylko ja i mój niedołężny towarzysz. Obserwowałem go z pod oka, nie wiedząc, czy bardzo się obrazi, jeżeli będę się starał w jakikolwiek sposób go — no, powiedzmy po prostu — przekupić. Dawanie łapówek i napiwków nie jest rzeczą tak łatwą i prostą, ponieważ często można się pomylić i zachować się zupełnie niestosownie. W tym wypadku jednak młody urzędniczyna przyjął bez wahania ofiarowany mu banknot i z uprzejmym uśmiechem dodał, że z zainteresowaniem przeczyta artykuł, który napiszę o „Czarnem muzeum okropności“. Śmiać mi się chce, gdy sobie uprzytomnię, że biedaczysko musiał czekać kilka lat na obiecany artykuł. Pochlebiam sobie jednak, że czytał go z prawdziwym zainteresowaniem.
Zmierzch już zapadał, gdy wyszedłem na ulicę. Niebo zaczerwieniło się i pociemniało, jak oblicze zagniewanego człowieka. Rozbłysły latarnie, a pod