Strona:E. W. Hornung - Włamywacz Raffles mój przyjaciel.pdf/195

Ta strona została przepisana.

łem mu się z goryczą. Nie, on nie śmie się dowiedzieć, ile męczarni wycierpiałem tej nocy z jego przyczyny.
— Wracasz z miasta? — zapytałem tonem możliwie najobojętniejszym, jak gdyby ranne wracanie należało do stałych jego nawyczek.
— Z Scotland Yardu — odparł równie obojętnie, grzejąc nogi przy kominku.
— Ze Scotland Yardu! Nie pomyliłem się zatem w moich przypuszczeniach! A więc przesiedziałeś tam całą noc i mimo to udało ci się wymknąć?
Mimowoli zerwałem się zdenerwowany.
— Ma się rozumieć — rzekł Ralf. — Wprawdzie nigdy nie uważałem tego za trudność specjalną, lecz okazuje się, że sprawa jest łatwiejsza, aniżeli przypuszczałem. Znalazłem się nagle między rodzajem lady sklepowej i drzemiącym urzędnikiem, którego bez namysłu obudziłem, podając jako powód mojego wtargnięcia zagubioną w samochodzie portmonetkę. Sposób, w jaki ów śpiący młodzian wytransportował mnie na ulicę, przynosi zaszczyt naszej stołecznej policji. Nawet nie zapytano mnie, w jaki sposób dostałem się do środka.
— Ja sam ciekaw jestem, jak dostałeś się do wnętrza gmachu i w jakim celu? — zapytałem wzburzony. — Na miłość Boską, powiedz mi, kiedy to się stało i dlaczego?
Ralf podniósł brwi i spojrzał na mnie zdziwiony, grzejąc się przed kominkiem.
— Kiedy i w jakim celu wszedłem do Scotland Yardu, o tem wiesz tak dobrze, jak i ja — odparł tajemniczo.
— Ale już czas, abym ci dał na te wszystkie pytania wyczerpującą odpowiedz. Nietylko ciekawość powodowała mną, gdy postanowiłem odwiedzić