Strona:E. W. Hornung - Włamywacz Raffles mój przyjaciel.pdf/22

Ta strona została przepisana.

mną przygwoździły mnie mocnym chwytem do miejsca, na którem stałem.
Zapewne dostrzegła nas w bladym blasku latarki, lecz odważnie zachowała zupełny spokój i milczenie. Tak staliśmy bez ruchu kilka sekund, które przeszły, jak w koszmarnym śnie. Nagle rozdarto ciszę nocy gwałtowne pukanie i dobijanie się, które w mgnieniu oka przywróciło nam przytomność umysłu.
— To syn lorda! — szepnął mi do ucha Ralf, ciągnąc mnie do okna, które poprzednio na wszelki wypadek zostawił otwarte. Wyskoczył pierwszy bez wahania, lecz wtem przeraźliwy krzyk przykuł mnie do okna.
— Wracaj, wracaj, zapóźno! — krzyknął i w tej chwili przewrócił nacierającego nań policjanta, lecz drugi następował mu już na pięty i trzeci dopadł już okna. Nie pozostawało mi nic innego, jak wrócić do domu, z którego chciałem uciec. Tutaj, w tej hali, znalazłem się oko w oko z moją utraconą dziewczyną.
Nie poznała mnie widocznie aż do tej chwili. Skoczyłem jej na ratunek, gdyż słaniała się, bliska omdlenia. Samo moje dotknięcie doprowadziło ją do przytomności. Odepchnęła mnie gwałtownie i wyjąkała bez tchu:
— To pan, pan!
Nie mogłem znieść wyrzutu, utajonego w jej głosie i podbiegłem znowu do okna, zdany na pewną zgubę.
— Nie tędy, na Boga, nie tędy! — zawołała, a w głosie jej drżał śmiertelny przestrach. Objęła mnie z całej siły rękoma.
— Tam, tam! — szepnęła, wskazując na szafę z garderobą, do której starała się mnie wepchnąć.
Sama zatrzasnęła za mną drzwi olbrzymiego sprzętu.