Strona:E. W. Hornung - Włamywacz Raffles mój przyjaciel.pdf/53

Ta strona została przepisana.

godziny czasu — roześmiał się na wspomnienie tego kawału.
— Proszę cię, nie przypominaj lepiej, jak głupio dałem się nabrać! — zawołałem mimo woli.
— Sam na siebie przygotowałeś pułapkę — roześmiał się wesoło Ralf. — Gdybyś nareszcie okazał trochę więcej zastanowienia i sprytu i zaglądnął do rozkładu jazdy, przekonałbyś się, że taki pociąg, jaki ty sam wymieniłeś, wogóle nie istnieje i przyznać musisz, że ja osobiście wcale nie obstawałem przy takiem twierdzeniu. Nie przeczę jednakże, że chciałem wprowadzić cię w błąd, co mi się rzeczywiście udało. Wszystwo to uczyniłem celem zachowania pozorów. Niewątpliwie podróż w skrzyni, odbyta z takim, godnym pochwały, pośpiechem z banku do twego mieszkania, nieco mnie zmordowała i nie należała do przyjemności, lecz na szczęście trwała krótko. W piwnicy byłem zaopatrzony w świecę, zapałki, doskonałą lekturę, czekoladę, nie mogę powiedzieć, aby powodziło mi się najgorzej, wyjąwszy pewnego niemiłego incydentu.
— Opowiedz prędko Ralfie, co to było?
— Zaraz, tylko daj mi jeszcze jednego Sulliwana. Dziękuję. Poproszę jeszcze o zapałkę. Incydent ten polegał na usłyszeniu jakichś kroków w chwili najmniej spodziewanej i zatknięciu klucza do zamku przez jakiegoś nieznanego osobnika. Właśnie rozsiadłem się na czatach bardzo wygodnie na wieku skrzyni, gdy wtem ciszę przerwał szelest. Zaledwie miałem czas zgasić światło i ukryć się za skrzynią. Na szczęście był to dozorca, który przyniósł jeszcze jedną skrzynkę ze skarbami, a właściwie, wyrażając się ściśle, z biżuterją, którą jakiś klient zamierzał zdeponować w banku na czas swojej nieobecności w Londynie. Zaraz ją zresztą zobaczysz. Ani się spodziewałem, że moja wycieczka świąteczna przyniesie takie rezultaty.