Strona:E. W. Hornung - Włamywacz Raffles mój przyjaciel.pdf/54

Ta strona została przepisana.

Ostatnie jego słowa przypomniały mi „Pall Mail Gazette“, która leżała w mojej kieszeni od chwili opuszczenia parówki. Wyciągnąłem więc wilgotną gazetę i wskazałem Ralfowi odnośne miejsce.
— Cudownie! Podziwiam ich przenikliwość! Kilku bandytów, którzy dostali się do skarbca jedynie przez piwnicę węglową! Jak widzę, mój podstęp udał się znakomicie. Trzeba ci wiedzieć, że umyślnie pozostawiłem liczne ślady świecy stearynowej w okolicy składu węgla, aby naprowadzić ich na taką myśl. Piwnica węglowa wychodziła jednak na zamknięte podwórko, a okienko jest tak wąskie, że nie zdołałby się przez nie przecisnąć nawet ośmioletni chłopczyk, lecz lepiej dla mnie, aby panowie detektywi pozostawali dalej w tem mniemaniu.
— Jak przedstawia się sprawa z tym człowiekiem, którego obaliłeś pono na ziemię? — zapytałem zaintrygowany. — Nie wygląda to na ciebie, mój Ralfie.
Przyjaciel mój przyglądał się w zamyśleniu obłoczkom dymu, unoszącym się w powietrzu, przyczem wyciągnął się swobodnie na otomanie. Jego czarne włosy opadały na poduszkę, a blady profil odcinał się ostro od światła.
— Masz rację, Bunny — wyrzekł z żalem. — Niestety, takie incydenty są nieodłączne od każdego ryzyka, zwłaszcza od każdego zwycięstwa. Właśnie usiłowałem rozbić trzecią skrzynką z rzędu, chcąc wywołać wrażenie, że kilku sprawców włamało się do banku, gdy dozorca wniósł czwartą kasetkę. Być może, że kto inny na mojem miejscu starałby się unieszkodliwić świadka raz na zawsze i wpaść w jeszcze gorszą kabałę, lecz ja postąpiłem inaczej. Pozostawiłem światło w tem miejscu, w którem stało, przycisnąłem się do ściany, a gdy ów biedaczysko przechodził koło mnie, jednem uderzeniem pozbawiłem