Strona:E. W. Hornung - Włamywacz Raffles mój przyjaciel.pdf/55

Ta strona została przepisana.

go przytomności. Przyznaję, że było to uderzenie z zasadzki, lecz jak się okazuje, cios ten był wskazany, ponieważ ofiara złożyła już zeznania, które są mi rzeczywiście na rękę.
Ralf wypróżnił szklankę i odmówił wypicia drugiej, pokazując mi flaszeczkę z wódką, w którą zaopatrzył się na przymusowy pobyt w piwnicy, była jeszcze prawie pełna. Jak już miałem sposobność zauważyć, zaprowiantował się wogóle na święta zupełnie dostatecznie. Gdybym go zawiódł, miał zamiar w dniu Świąt Wielkanocnych lub następnym dać się przenieść wraz ze skrzynią do innego banku i stamtąd dopiero umknąć. Byłoby to jednak nazbyt wielkie ryzyko, to też byłem rzeczywiście dumny z tej myśli, że nie zawiódł się na mnie.
Klejnoty, zrabowane przypadkowo w piwnicy banku, umożliwiły nam podróż do Szkocji i dłuższy okres próżnowania, w którym zajmowaliśmy się grą w krokieta z wielkim zapałem. Jednem słowem ta właśnie przygoda zakończyła się nadspodziewanie dobrze, naturalnie chwilowo, mimo złączonych z nią tajemniczych poczynań, bez których Ralf nie umiał się obejść. Powinienem był się do tej maniery postępowania Ralfa dawno przyzwyczaić, lecz przyznam się, że jego brak zaufania w moje siły zawsze dotykał mnie jednakowo boleśnie. Tym razem jednak pogodziłem się łatwo z tym stanem rzeczy, nie mogłem wszakże odmówić sobie wymówki, uczynionej Ralfowi ze względu na widmo Crawshaya, którem mi ustawicznie groził.
— Starałeś się wpoić we mnie przekonanie, że Crawshay znowu pojawił się na horyzoncie — powiedziałem. — Nie dziwiłoby mnie bynajmniej gdybym obecnie usłyszał od ciebie, że od dnia jego sławnej ucieczki przez to okno, wszelki słuch o nim zaginął.