Strona:E. W. Hornung - Włamywacz Raffles mój przyjaciel.pdf/76

Ta strona została przepisana.

umysłu zazwyczaj tak mało mi właściwą, że mogę się nią w tym wypadku pochlubić, rzuciłem się na stojący w kącie aparat i z całej siły uderzyłem nim o ziemię. Równocześnie czułem, że ja sam znalazłem się w przeciwległym rogu pokoju. Aparat był gratem starego systemu i pochlebiam sobie, że siła mojego uderzenia uszkodziła go na czas dłuższy.
Przeciwnik mój nie zadał sobie nawet na tyle trudu, aby stwierdzić stan aparatu, lecz w świetle elektrycznem wpatrzył się we mnie zdumionym, osłupiałym wzrokiem. Widocznie obawiał się napaści z mej strony, ponieważ włożył rękę do kieszeni, w której tkwił rewolwer. A ja — w mojej determinacji, nie zdając sobie sprawy z tego co czynię — pochwyciłem za pierwszy lepszy przedmiot, mogący mi posłużyć do samoobrony i wywijałem nim, jak Indjanin tomachawkiem. Była to, jak się później okazało, flaszka z nieszczęsnego szampana, którego napiliśmy się ku uczczeniu wstąpienia mojego w te niesamowite progi.
— Głowę daję za to, że to ty właśnie jesteś bandytą który się do mnie włamał! — wrzeszczał pułkownik, potrząsając tuż przed nosem uzbrojoną w rewolwer pięścią. — Ach, ty wilku w przebraniu niewinnej owieczki! Jak prędko umiałeś dobrać się do mojego wina! Rzuć tę butelkę, rzuć natychmiast, albo przedziurawię cię na sito tym oto rewolwerem w ciągu kilku sekund! No widzisz. Przysięgam ci mój chłopcze, że za to musisz odpokutować! A niech ci się nie zachce przypadkowo sprzeciwić mi się teraz! Zastrzeliłbym cię natychmiast jak psa! A to łajdactwo! Wypić mi moją ostatnią flaszkę starego szampana! Ty drabie, ty bezczelny obwiesiu!
Wypowiadając tę tyradę, zapychał mnie zwolna w przeciwległy kąt pokoju, wraz z jego własnem krzesłem. Teraz stał pochylony nademną, wymachu-