Strona:E. W. Hornung - Włamywacz Raffles mój przyjaciel.pdf/90

Ta strona została przepisana.

obiad; nie pozostawało mi wreszcie nic innego, jak samemu udać się do pałacu lorda Thornaby.
Na szczęście miałem drogę niedaleką, ponieważ pałac znajdował się na tej samej ulicy, na której wówczas mieszkałem. W chwili gdy zamierzałem zadzwonić do bramy, nadjechał elegancki kocz dwukonny. Myślałem, że to Ralf dogonił mnie w ostatniej chwili, lecz zawiodłem się. Mimowoli stanąłem pod balustradą, obserwując, kto wysiadał z powozu. Wyskoczyło kilku panów i podczas gdy jeden z nich płacił dorożkarzowi, dwaj pozostali zamienili następujące słowa:
— Słyszałem, iż Thornaby z założył się o poważną kwotę, że prędzej czy później ptaszek wpadnie w zastawione sidła. Ma się rozumieć, że zakład ten nie rozstrzygnie się dzisiaj, w każdym razie osobnik ów wmawia sobie, że został zaproszony w charakterze znakomitego gracza w krokieta!
— Chciałbym, aby Thornaby wygrał zakład z Fredem Verekerem — odparł drugi pan, głosem brzmiącym niemile i chropawo,, podczas gdy głos jego towarzysza był dźwięczny i łagodny — lecz jestem przekonany, że to wszystko są czcze wymysły i brednie bez sensu.
— A jednak przekona się pan, że więcej jest na rzeczy, aniżeli się panu zdaje — odpał ten pierwszy i w tej chwili zamknęły się drzwi za nimi.
W bezradnej rozpaczy opuściłem ręce. A zatem Ralf został zaproszony na tę niesamowitą kolację nie w charakterze gościa, lecz podejrzanego przestępcy! To właśnie Ralf, ten nieomylny Ralf był tym razem w błędzie i nie przeczuwał zasadzki, zaś ja miałem wyjątkowo trafne przeczucie! Tymczasem czas upływał, a jak na złość Ralf się nie zjawiał. Nawet nie mogłem go ostrzec, że grozi mu zasadzka, niestety biła właśnie godzina 8-ma.