Strona:E. W. Hornung - Włamywacz Raffles mój przyjaciel.pdf/91

Ta strona została przepisana.

Nic dziwnego, że nawet dzisiaj na wspomnienie tej strasznej chwili, dreszcz mnie przenika. Jestem przekonany, że nawet dźwięk bijącego zegara odebrał mi do reszty przytomność umysłu, i że właśnie dzięki temu zagrałem moją nędzną rolę automatycznie i tem samem doskonale. Mimo ogólnej tępoty umysłu, która jak gdyby spowiła moją zdolność odczuwania sytuacji w gęstą mgłę, nigdy jeszcze mój zmysł spostrzegawczy nie był tak bystry, jak w owej chwili. Zachowałem w pamięci wszystkie szczegóły tej fatalnej sceny, zdaje mi się, że słyszę jeszcze przeraźliwy dźwięk dzwonka, na który otworzyły się podwoje pałacu. Wewnątrz przedstawił mi się widok, przypominający jakąś uroczystość kościelną. Po obydwu stronach schodów ustawił się podwójny rząd lokajów w liberji, czarnych, jedwabnych spodenkach i takichże pończochach. Na czele służby stał marszałek dworu z buławą, jak gdyby kapłan, udzielający pastorałem błogosławieństwa. Uspokoiłem się nieco i odetchnąłem swobodniej. Po pewnym czasie znalazłem się w bibljotece, gdzie grono poważnych panów zabawiało się ożywioną rozmową. Ku mojemu zdumieniu zastałem tam Ralfa, dyskutującego z zapałem z jakimś panem o twarzy buldoga. Jak się później okazało, owym „buldogiem“ był właśnie nasz znakomity gospodarz.
Wybałuszył na mnie swoje wypukłe oczy bez wyrazu, witając się ze mną, i poruczył opiece jakiegoś wysokiego, starszego niezdary, do którego zwracał się z wymuszoną powagą. Nazwiska jego nie zdołałem się nigdy dowiedzieć. Ten zaś — w towarzystwie nazywano go Ernestem — z niezgrabnym, nieśmiałym ukłonem przedstwił mnie jakimś dwom panom. Jak się okazało, byli to właśnie owi mężczyźni, którzy rozmawiali przed domem o Ralfie. Jeden z nich przedstawił mi się jako adwokat Kingsmill, drugiego