Strona:E. W. Hornung - Włamywacz Raffles mój przyjaciel.pdf/99

Ta strona została przepisana.

leko więcej w moim guście, aniżeli wasi mordercy, napadający niewinne staruszki, lub w chwili śmierci interesujący się krokietem.
— Ha ha — a to byłaby historja, gdyby on przebywał w tej chwili w tym domu — rzekł lord, patrząc bystro Ralfowi w oczy. Miał minę aktora, który doskonale zdaje sobie z tego sprawę, że gra rolę nieodpowiednią, lecz mimo wszystko zdecydowany jest nie zrezygnować ze zwycięstwa i odegrać ją konsekwentnie do końca. Do tego niemiłego uczucia dołączała się świadomość przegranego zakładu, uczucie przykre nawet dla najbogatszego człowieka.
— Ależ byłby to znakomity kawał — dodał nowelista.
— Absit omen! — dodał Ralf. — Nie wywołujcie panowie wilka z lasu.
— Przyzna pan jednak, że byłaby to niebywała okazja przyłapania go na gorącym uczynku — powiedział adwokat Kingsmill. — A nawet licowałoby to z charakterem owego bandyty zjawić się nieustraszenie w jaskini lwa, odwiedzić samego prezesa klubu kryminologów i w dodatku wybrać właśnie ów wieczór, w którym klub znajduje się w komplecie.
W wycieczce tej brzmiało znacznie więcej wewnętrznego przekonania i świadomości sytuacji, aniżeli w słowach naszego wytwornego gospodarza. Akcent ten należało jednak położyć na karb fachowej sztuki maskowania się doświadczonego obrońcy. Lecz lordowi Thornaby bynajmniej nie uśmiechała się ewentualność, poruszona przez prawnika, a która była właściwie kontynuowaniem gry przez niego rozpoczętej. To też nagle przemówił do swego marszałka dworu: