Strona:E Porter Pollyanna dorasta.djvu/11

Ta strona została uwierzytelniona.

nie ta mała Panna Pocieszycielska, któraby mi na każdym kroku dała odczuć, że powinnam być każdemu za coś wdzięczna. Ach, nigdybym tego nie zniosła... — lecz w tej samej chwili przerwał jej wesoły śmiech siostry.
— Ach, Rutko, Rutko, — zawołała Della. — Panna Pocieszycielska, to istotnie Pollyanna! Ach, żebyś mogła tylko zobaczyć to dziecko. Zaznaczyłam, że o Pollyannie nikt nie potrafi opowiedzieć. Ale ty oczywiście nie masz ochoty ujrzeć tej małej. Świetnie ją nazwałaś — Panna Pocieszycielska — i znowu wybuchnęła głośniejszym jeszcze śmiechem. Jednakże prawie natychmiast spoważniała i spojrzała na siostrę zatroskanym wzrokiem.
Naprawdę, kochanie, czy nie można tego wszystkiego jakoś zmienić? — zapytała łagodnie. — Nie możesz przecież w ten sposób marnować życia. Czy nie mogłabyś się zmusić, żeby wyjść trochę i spotkać się z ludźmi?
— Pocóż miałabym się zmuszać, kiedy mi się wcale nie chce? Jestem zmęczona ludźmi. Wiesz, że towarzystwo zawsze mnie męczyło.
— To dlaczego nie spróbujesz jakiejś pracy, może społecznej?
Pani Carew machnęła niecierpliwie ręką.
— Dello droga, już niejednokrotnie mówiłyśmy o tym. Daję pieniądze na rozmaite cele — mnóstwo pieniędzy i uważam, że to wystarcza. Zastanawiam się nawet, czy nie za wiele robię. Wogóle nie wierzę w to, że istnieją ludzie biedni.
— Ale gdybyś dała coś więcej z siebie społeczeństwu, — perswadowała łagodnie Della. — Gdybyś