jakby on się cieszył, gdyby widział te wszystkie piękne rzeczy, dywany, obrazy i zasłony.
To samo było z jedzeniem. Pollyanna straciła zupełnie apetyt, lecz i w tym wypadku nie z powodu choroby.
— Ach, nie, — wzdychała ponuro. — Po prostu nie jestem głodna. Zresztą gdy tylko zaczynam jeść, zawsze przypomina mi się Jamie, bo on biedak, często nawet suchych bułek nie ma. I wtedy właśnie odechciewa mi się jeść.
Niezupełnie rozumiejąc ten dziwny stan dziewczynki, pani Carew postanowiła za wszelką cenę rozweselić trochę Pollyannę i w tym celu na święta Bożego Narodzenia zakupiła wspaniałe drzewko, dwa tuziny kolorowych świeczek i całe mnóstwo kolorowych szklanych kulek do przystrojenia choinki. Po raz pierwszy od wielu lat w obszernym, ponurym salonie stało się widno i wesoło. Miało się odbyć nawet świąteczne przyjęcie, bowiem pani Carew skłoniła Pollyannę, aby ta zaprosiła kilkanaście swych szkolnych koleżanek na wieczór wigilijny.
Lecz i w tym wypadku czekało panią Carew rozczarowanie, bo chociaż Pollyanna była jej za to bardzo wdzięczna i przez pewien czas wykazywała radość i podniecenie, jednak twarzyczki jej ani na chwilę nie rozjaśnił ten dawny pogodny uśmiech. Jednym słowem przyjęcie świąteczne było raczej smutne niż wesołe, a na widok pierwszej zapalonej świeczki Pollyanna wybuchnęła głośnym płaczem.
— Co to znaczy, Pollyanno? — zawołała pani Carew. — Na miłość boską, co ci się stało?
— Nic, — szlochała Pollyanna. — Tylko tutaj jest
Strona:E Porter Pollyanna dorasta.djvu/133
Ta strona została skorygowana.