Strona:E Porter Pollyanna dorasta.djvu/141

Ta strona została skorygowana.

ślałaś nawet o tym, że zupełnie nie znamy nazwiska tej młodej osoby.
— To cóż z tego? A czyż nie zabawne jest to, że ja jednak znam ją bardzo dobrze? — uśmiechnęła się Pollyanna. — Widzi pani, tak przyjemnie rozmawiałyśmy wtedy w ogrodzie, a ona mi powiedziała o tym, że jest samotna i że najbardziej samotna się czuje wśród tłumu wielkiego miasta, bo w tłumie ludzie ani nie myślą, ani też nie zwracają uwagi. Owszem, był taki jeden, który zwrócił na nią uwagę, ale za bardzo, jak sama powiedziała, a nie powinien był tego robić. Strasznie śmiesznie jest, jak się o tym pomyśli. W każdym razie przyszedł po nią do ogrodu, żeby z nim gdzieś tam poszła, ale ona nie chciała iść, a on był bardzo ładny jegomość, tylko później strasznie się na nią rozgniewał. Ludzie przeważnie brzydną, jak się gniewają, prawda? A dzisiaj tam była w sklepie jedna pani, która oglądała żaboty i powiedziała bardzo dużo brzydkich rzeczy. Jak zaczęła tak brzydko mówić, to też nie była ładna. Ale pani mi pozwoli zaprosić ich na choinkę w wigilię Nowego Roku, prawda? Zaproszę tę panienkę, co sprzedaje żaboty i Jamie. On jest już teraz zdrowszy, więc będzie mógł przyjść. Jerry go oczywiście przywiezie, ale później będzie mógł też zostać u nas.
— Ach, oczywiście, jeszcze Jerry! — zawołała pani Carew z ironią. — Dlaczego ma być tylko Jerry? Jestem pewna, że Jerry ma mnóstwo przyjaciół, którzy też napewno chętnie przyjdą. A poza tym...
— Ach, proszę pani, więc naprawdę mogę? — przerwała jej Pollyanna w najwyższym zachwy-