Strona:E Porter Pollyanna dorasta.djvu/144

Ta strona została skorygowana.

rew nie mogła temu zaprzeczyć. Jamie w swoim fotelu na kółkach, Jerry z niepokojącym swoim lecz dosadnym słownikiem i dziewczyna, której nazwisko, jak się okazało, brzmiało Sadie Dean, która ze wszystkich gości może najlepiej się czuła w tym otoczeniu. Sadie Dean ku zdziwieniu wszystkich, znała całe mnóstwo rozmaitych gier towarzyskich, a gry te w połączeniu z ciekawymi historiami, jakie umiał opowiadać Jamie, oraz z nadzwyczajnym zmysłem poczucia humoru Jerry’ego, sprawiły, że mieszkanie pani Carew rozbrzmiewało wesołym śmiechem aż do kolacji, po której goście obdarowani prezentami znajdującymi się pod choinką, wrócili do domów swych z uczuciem prawdziwego zadowolenia. Nikt z obecnych nie zwrócił specjalnej uwagi na to, że Jamie (który wraz z Jerrym opuścił ostatni gościnny dom pani Carew) rozglądał się po salonie w zamyśleniu uważniej i bardziej szczegółowo od innych. Tylko sama pani Carew, życząc mu dobrej nocy, szepnęła do ucha cicho, zniecierpliwiona i zażenowana:
— No, Jamie, czyś zmienił już swój zamiar co do przeniesienia się tutaj?
Chłopiec zawahał się. Lekki rumieniec okrasił jego policzki. Spojrzał na panią Carew z wymownym smutkiem, po czym wolno potrząsnął głową.
— Gdyby zawsze tak było, jak dzisiaj, to mógłbym, — szepnął z westchnieniem. — Ale zawsze tak nie będzie. Nadejdzie jutro, następny tydzień, miesiąc i następny rok, a ja już w następnym tygodniu zdam sobie z tego sprawę, że nie powinienem był się na to zgodzić.
Jeżeli pani Carew sądziła, że przyjęcie odbyte