Strona:E Porter Pollyanna dorasta.djvu/148

Ta strona została skorygowana.

się na kino parę centów, ale przeważnie siedziałyśmy w domu. Pokój nasz nie był bardzo przyjemny. Było w nim gorąco w lecie i zimno w zimie, a światło gazowe było tak wątłe, że nie mogłyśmy ani szyć, ani czytać, nawet gdy byłyśmy mniej zmęczone, niż bywałyśmy zazwyczaj. Poza tym nad głowami miałyśmy spadzisty sufit, a pod nami mieszkał jakiś jegomość, który uczył się grać na kornecie. Czy słyszała pani kiedy jak ktoś się uczy grać na kornecie?
— Nie, mam wrażenie, że nie, — wyszeptała pani Carew.
— To bardzo wiele pani straciła, — uśmiechnęła się ironicznie dziewczyna, poczem kontynuowała nadal swe opowiadanie.
— Czasami, szczególnie w święta, wybierałyśmy się na spacer tutaj na tę ulicę, lub na inne ulice w śródmieściu, zaglądając do okien niezasłoniętych. Byłyśmy przecież takie samotne, zwłaszcza podczas świąt, więc dobrze nam robiło patrzenie do wnętrz domów, gdzie byli ludzie, gdzie lampy płonęły nad stołami i dzieci bawiły się wesoło. Ale później czułyśmy się jeszcze gorzej, uświadamiając sobie, że to wszystko jest nie dla nas. Przykro było patrzeć na samochody i na jadących w nich ludzi, wesołych i roześmianych. Widzi pani, i my byłyśmy młode, i nam się chciało śmiać się i weselić. Zapragnęłyśmy innego życia i przyjaciółka moja to życie sobie stworzyła.
— Mówiąc krótko, zerwałyśmy pewnego dnia naszą przyjaźń, ona poszła w jedną stronę, a ja w drugą. Nie podobało mi się towarzystwo, w jakim przebywała i powiedziałam jej o tym całkiem szcze-