Sama była zdziwiona i zaskoczona. Przecież do tej pory radowała się na samą myśl o jak najszybszym rozstaniu z Pollyanną. Obiecywała sobie, że wreszcie po wyjeździe małej w domu zapanuje spokój i będzie można przysłonić jak dawniej okna, aby nie raziły oczu zbyt jasne promienie słoneczne. I ona wtedy sama zazna trochę spokoju, mogąc odseparować się od hałaśliwego i męczącego świata. Będzie wreszcie miała możność oddać się niepodzielnie swemu bólowi, swym najdroższym wspomnieniom o ukochanym zaginionym siostrzeńcu, który już tak dawno temu wkroczył w krainę nieznaną, i za którym podwoje dotychczasowego życia zamknęły się na zawsze. To wszystko obiecywała sobie pani Carew wówczas, gdy Pollyanna wreszcie wyjedzie do domu.
Lecz teraz, kiedy Pollyanna rzeczywiście miała wyjechać, ten pełen obietnic obraz nabrał zupełnie innego wyglądu. „Spokojny dom z przysłoniętymi oknami“ stał się nieprzyjemną wizją czegoś „ponurego i nie do zniesienia“. Upragniony „spokój“ wydawał się pani Carew „straszliwą samotnością“, a „odsunięcie się od hałaśliwego męczącego świata i całkowite oddanie bólowi i najdroższym wspomneniom“ — jednoczyło się z myślą o nowym Jamie (który mógł być przecież prawdziwym Jamie), patrzącym na nią pełnymi skargi i błagania oczami!
Jednym słowem pani Carew zdała sobie dokładnie sprawę z tego, że bez Pollyanny w domu jej zapanuje beznadziejna pustka, orientowała się jednak również, że jeszcze gorzej czułaby się, gdyby po wyjeździe Pollyanny nie miała przy sobie małego Jamie. Ze względu na wrodzoną dumę, świadomość
Strona:E Porter Pollyanna dorasta.djvu/152
Ta strona została skorygowana.