Strona:E Porter Pollyanna dorasta.djvu/157

Ta strona została skorygowana.

— Słusznie, kochanie, lękam się, że naprawdę nie rozumiesz, — przyznał pan Pendleton, stając się równie poważny i zamyślony, — i my wszyscy też mało rozumiemy na ten temat. Ale wytłumacz mi, — dodał po chwili, — kto jest ten Jamie, o którym tyle mówisz od swego przyjazdu?
Pollyanna zaczęła opowiadać. Mówiąc o Jamie, nie miała już zatroskanej minki i tego wyrazu powagi w oczach. Ogromnie lubiła opowiadać o swym przyjacielu, bo to był temat, który rozumiała doskonale. Mówiąc o Jamie, nie trzeba było dobierać górnolotnych, niezrozumiałych słów, zresztą w tym wypadku pan Pendleton nie zdziwił się wcale, że pani Carew wzięła chłopca do swego domu, bo któż lepiej od pana Pendletona rozumiał potrzebę „obecności dziecka“?
Odtąd już Pollyanna wszystkim opowiadała o Jamie, wychodziła bowiem z tego założenia, że każdy powinien być chłopcem tak samo zainteresowany, jak ona. W większości wypadków nie doznała na ten temat rozczarowania, lecz pewnego dnia spotkała ją prawdziwa niespodzianka. Było to podczas rozmowy z Jimmy Pendletonem.
— Słuchaj, moja droga, — zawołał zniecierpliwiony chłopiec pewnego popołudnia. — Czy w tym Bostonie nikogo więcej nie było, tylko stale ten Jamie?
— Jakto, Jimmy Bean, co masz na myśli? — zdziwiła się Pollyanna.
Chłopak podniósł ku górze głowę.
— Nie jestem żaden Jimmy Bean, tylko Jimmy Pendleton, a sądząc z tego co ciągle mówisz, wido-