Pani Chilton zawahała się, przygryzła wargi, po czym sięgnęła po list, leżący na stoliku.
— Zaraz ci go przeczytam, — zdecydowała. — Pochodzi on od panny Delli Wetherby z lecznicy dr. Amesa.
— Doskonale. Czytaj, — zachęcił ją mąż, lokując się wygodnie na kozetce w pobliżu fotela, na którym siedziała.
Lecz pani Chilton nie od razu zaczęła czytać. Wstała najprzód i przykryła leżącego męża szarym ciepłym pledem. Od ślubu ich upłynął już prawie rok, a pani Chilton liczyła teraz czterdzieści dwa lata. Zdawać się mogło, że podczas tego krótkiego okresu małżeństwa usiłowała zgromadzić całą swą troskliwość i oddać ją na usługi męża, rehabilitując tym samym długie dwadzieścia lat swej samotności. Doktór, który skończył czterdzieści pięć lat w dniu ślubu i który również do dnia tego był zupełnie osamotniony, przyjmował tę troskliwość z radosną czułością. Postępował tak, jakby mu troskliwość żony sprawiała wiele przyjemności, aczkolwiek chwilami starał się jej tego nie okazywać. Przecież pani Polly, mogłaby się zrazić jego zbyt wielką wylewnością, a do tego za żadne skarby nie chciał dopuścić. Zadowolnił się więc teraz przelotnym pogładzeniem jej ręki, gdy otulała go pledem i gdy usiadła wreszcie, aby przeczytać mu list na głos.
- „Szanowna Pani Chilton“, pisała Della Wetherby. „Już sześć razy rozpoczynałam ten list do Pani i za każdym razem darłam go, teraz jednak postanowiłam bez żadnych wstępów wytłumaczyć Pani, o co mi chodzi.