Strona:E Porter Pollyanna dorasta.djvu/174

Ta strona została skorygowana.

i tak zadłużona, że chyba nigdy nie da się z długów oczyścić. Tomasz za życia swego nie potrafił nikomu odmówić, gdy chodziło o jego pomoc, a ponieważ ludzie o tym wiedzieli, wyzyskiwali go, jak mogli. Ostatnio sam także miał pokaźne wydatki, zresztą spodziewał się wielkich dochodów po ukończeniu swej specjalnej praktyki w Niemczech. Jeżeli chodziło o żonę i Pollyannę, to wierzył, że posiadłość Harringtonów obydwu niewiastom przyszłość zabezpieczy, to też nie troszczył się na ten temat.
— Hm, rozummiem. Strasznie to przykre!
— Ale to jeszcze nie wszystko. Było to mniej więcej w dwa miesiące po śmierci Tomasza, gdy widziałem panią Chilton i Pollyannę w Rzymie, a pani Chilton znajdowała się wówczas w rozpaczliwym stanie. Na domiar wszystkich smutków przyszło jeszcze zmartwienie o pieniądze i była kompletnie bliska obłędu. Nie chciała wrócić do domu, twierdząc, że nie chce więcej widzieć Beldingsville, ani też jego mieszkańców. Była zawsze niezwykle dumną kobietą i ta właśnie duma nie pozwalała jej zetknąć się z dawnymi przyjaciółmi. Pollyanna opowiadała mi, że ciocia wierzy w to, iż mieszkańcy Beldingsville nigdy nie pochwalali jej małżeństwa z dr. Chiltonem, które zawarła w tak późnym wieku, a teraz, kiedy Tomasz umarł, czuła, że nie pojmą jej głębokiego smutku i że zareagują nawet zwykłym szyderstwem. Chciała ukryć przed dawnymi sąsiadami zarówno swoją biedę, jak i swoje smutne wdowieństwo. Jednym słowem, pragnęła nadal pozostać sama ze swą rozpaczą, z daleka od dawnych przyjaciół. Biedna mała Pollyanna! Należało podziwiać, jak dzielnie znosiła to wszystko. Je-