prawdziwą niespodzianką dla pani Chilton i Pollyanny.
— Nancy, jakaś ty miła! — zawołała Pollyanna, wyskakując lekko z powozu. — Ciociu, przyszła Nancy, żeby nas powitać. I zobacz, jak tu pięknie wszystko wygląda!
Głos Pollyanny był radosny, lecz wyraźnie załamywał się w drżeniu. Ten powrót do domu bez ukochanego wuja, do którego była tak szczerze przywiązana, stanowił dla niej dość ciężkie przeżycie, a jednocześnie zdawała sobie sprawę, jak przykro w tej chwili musiało być ciotce. Wiedziała, że ciotka lękała się najbardziej okazania swej słabości przed Nancy, a przecież pod osłoną ciężkiego czarnego welonu oczy jej błyszczały łzami i usta drżały. Wiedziała również, że pani Chilton, pragnąc ukryć swe wzruszenie, skorzysta z pierwszej lepszej okazji, by wyładować swój gniew na kimkolwiek. To też Pollyanna nie zdziwiła się zupełnie, gdy po kilku słowach chłodnego przywitania, ciotka zwróciła się do Nancy ostro:
— Oczywiście, bardzo ładnie z twojej strony, Nancy, ale wolałabym, żebyś tego wszystkiego nie robiła.
Dotychczasowa radość zniknęła z twarzy wiernej służącej. Słowami tymi była najwyraźniej dotknięta i przerażona.
— Ach, ale panno Polly, chciałam powiedzieć, pani Chilton, — wybąkała, — myślałam, że przecież...
— Tak, tak, mniejsza o to, Nancy, — przerwała jej pani Chilton. — Już lepiej nie mówmy o tym. — I z głową dumnie wzniesioną do góry wyszła z po-
Strona:E Porter Pollyanna dorasta.djvu/181
Ta strona została skorygowana.