z wyraźną niechęcią, prosząc ciotkę Polly i Pollyannę, aby jej wolno było odwiedzić je kiedyś i „pomóc trochę przy kuchni“.
Po wyjeździe Nancy Pollyanna weszła do bawialni, w której siedziała pani Chilton z oczami przysłoniętymi dłonią.
— Ciociu, czy mogę światło zapalić? — zapytała swobodnie.
— Ach, sądzę, że tak.
— Czyż, Nancy nie jest kochana, że nam wszystko tak ślicznie urządziła?
Nie było odpowiedzi.
— Gdzież ona znalazła tyle pięknych kwiatów? Ustawiła je we wszystkich pokojach, nawet w obydwóch pokojach sypialnych.
Znowu nie było odpowiedzi.
Pollyanna westchnęła głęboko, i zaniepokojona spojrzała na zatroskaną twarz ciotki. Po chwili zagadnęła znowu, siląc się na wesołość:
— Widziałam starego Tomasza w ogrodzie. Strasznie jest biedny, bo reumatyzm dokucza mu coraz bardziej. Pochylił się prawie do ziemi. Zapytywał szczególnie o ciebie i...
Pani Chilton przerwała jej nagle ostro:
— Co my będziemy robiły, Pollyanno?
— Co będziemy robiły? Oczywiście wszystko, co będzie w naszej mocy.
Pani Chilton uczyniła ruch zniecierpliwienia.
— Ach, ach, Pollyanno, mogłabyś już być raz wreszcie poważna. Sama się orientujesz, że to nie są żarty. Pytam się, co będziemy robiły? Jak ci wiadomo, dochody moje prawie zupełnie się urwały. Oczywiście niektóre rzeczy przedstawiają jesz-
Strona:E Porter Pollyanna dorasta.djvu/184
Ta strona została skorygowana.