Strona:E Porter Pollyanna dorasta.djvu/185

Ta strona została skorygowana.

cze jakąś wartość, ale pan Hart twierdzi, że niewiele będzie można w danej chwili spieniężyć. Mamy coś nie coś w banku i oczywiście jest z tego jakiś mały dochód. A poza tym mamy ten dom. Ale jaki pożytek jest z domu? Nie można go przecież jeść, ani się w niego ubrać. Zresztą, jest on teraz za duży dla nas w obecnych warunkach, a sprzedać go za połowę wartości nie możemy, tym bardziej, że nie tak łatwo znaleźć nabywcę.
— Sprzedać! Ach, ciociu, przecież nie sprzedamy naszego domu i tylu pięknych rzeczy!
— Ja bym go chętnie sprzedała, Pollyanno. Niestety, musimy przecież jeść.
— Wiem o tym, bo jeżeli o mnie chodzi, to zawsze jestem głodna, — uśmiechnęła się ze smutkiem Pollyanna. — Właściwie powinnam być zadowolona, że mam taki dobry apetyt.
— Bardzo to do ciebie podobne. We wszystkim potrafisz znaleźć coś, z czego możesz być zadowolona. Ale co my będziemy robić, dziecko? Chciałabym, żebyś choć na chwilę zastanowiła się poważnie.
Twarzyczka Pollyanny uległa natychmiastowej zmianie.
— Już jestem poważna, ciociu Polly. Zaczynam się zastanawiać. Strasznie bym chciała móc zarabiać pieniądze.
— Ach, dziecko, dziecko, nie sądziłam, że kiedyś w życiu coś takiego od ciebie usłyszę! — jęknęła pani Chilton. — Córka Harringtonów zarabiająca na chleb powszedni!
— Nie można z tego punktu widzenia patrzeć na to, — zaśmiała się Pollyanna. — Powinnaś być za-