mówiła całkiem otwarcie i przy każdej niemal rozmowie wzdychała głęboko, przejęta jednym i tym samym pragnieniem:
— Żebym tylko mogła coś robić, co by mi dawało trochę pieniędzy.
— Zamierzam zostać najemną pracownicą, — śmiała się wesoło. — Doszłam już do tego, że obliczam wszystko na dolary, a jeżeli myślę, to jedynie o centach. Widzisz, ciotka Polly czuje się taka biedna!
— Ależ to wstyd! — oburzył się Jimmy.
— Wiem o tym. Jeżeli mam być szczera, to sądzę, że ona raczej w tym wypadku przesadza. Chciałabym jej jednak bardzo pomóc.
Jimmy patrzył na jej poważną, rozgorączkowaną twarzyczkę i błyszczące podnieceniem oczy z prawdziwym wzruszeniem.
— A co byś chciała robić, gdybyś mogła? — zapytał.
— O, chciałabym gotować i prowadzić gospodarstwo domowe, — uśmiechnęła się Pollyanna, wzdychając. — Bardzo lubię trzeć żółtka z cukrem i słuchać, jak soda syczy w filiżance kwaśnego mleka. Jestem najbardziej szczęśliwa, gdy muszę piec ciasto. Ale za to nie można otrzymywać pieniędzy, chyba żeby się pracowało u kogoś. A ja... ja się jakoś na to zdobyć nie mogę!
— Oczywiście że nie! — zawołał młodzieniec.
Znowu spojrzał na tę wyrazistą twarzyczkę, którą miał tuż przy sobie. Tym razem dziwny uśmiech rozchylił jego usta. Zagryzł wargi, poczem rzekł z lekkim rumieńcem na twarzy:
Strona:E Porter Pollyanna dorasta.djvu/189
Ta strona została skorygowana.