Strona:E Porter Pollyanna dorasta.djvu/192

Ta strona została skorygowana.

kład mówić? Mam może powiedzieć: „Chociaż masz za krótkie rzęsy i niezgrabny nos, Pollyanno, ciesz się, że wogóle Pan Bóg dał ci jakiś nos i jakieś rzęsy!“
Pendleton śmiał się teraz razem z nią, lecz dziwny grymas pojawił się na jego twarzy.
— Więc ty jeszcze ciągle grasz w tę grę, — zauważył nieufnie.
Pollyanna zwróciła nań spojrzenie pełne zdziwienia.
— Jakto, naturalnie! Wątpię, czy potrafiłabym żyć w ciągu ostatnich sześciu miesięcy, gdybym nie znała tej cudownej gry. — Głos jej w tej chwili zadrżał nieco.
— A wcale o niej nie wspominałaś, — dorzucił.
Zarumieniła się.
— Tak. Lękam się teraz mówić zbyt dużo ludziom obcym, których to nic nie obchodzi. Teraz, kiedy mam lat dwadzieścia, nie mogę się tak zachowywać, jak wówczas, gdy miałam lat dziesięć. Zdaję sobie dokładnie z tego sprawę. Ludzie nie lubią cudzych zmartwień, wiesz o tym, — zakończyła z wyrozumiałym uśmiechem.
— Wiem, — skinął głową młodzieniec. — Ale czasami zastanawiam się, Pollyanno, czy ty sama orientujesz się, czem jest ta gra i ile dobrego uczyniła ona niektórym ludziom.
— Wiem, ile dobrego mnie przyniosła, — powiedziała to przyciszonym głosem, unikając jego wzroku.
— Widzisz, da ci ona wiele dobrego, jak będziesz nadal w nią grała, — oznajmił głośno po chwili milczenia. — Ktoś kiedyś mądrze powiedział, że gra