ta wywoła rewolucję na całym świecie, jeżeli wszyscy zaczną w nią grać. Ja osobiście święcie w to wierzę.
— Tak, ale istnieją ludzie, którzy wcale nie pragną takiej rewolucji, — uśmiechnęła się Pollyanna. — Sama nawet spotkałam takiego człowieka w zeszłym roku w Niemczech. Stracił wszystkie pieniądze i był ogromnie przygnębiony. Boże, jakiż on był ponury! Ktoś w mojej obecności chciał go pocieszyć, mówiąc: „Nie trzeba się martwić, mogło być jeszcze gorzej!“ Boże, powinieneś był zobaczyć jego wściekłość! „Jeżeli istnieje coś na świecie, co mnie może doprowadzić do pasji“, zawołał, „to tylko to, jeżeli ktoś mnie chce przekonać, że mogło być jeszcze gorzej i że powinienem być wdzięczny za to, co mam. Ludzie, którzy obnoszą po świecie wieczny uśmiech, zazwyczaj wdzięczni są Bogu za to, że mogą jeść, chodzić i leżeć, ja jednak tego nie uznaję. Nie chcę oddychać, jeść, chodzić, czy leżeć, jeżeli mam się znajdować w takiej sytuacji jak dzisiaj. A jak mi ktoś mówi, że powinienem się cieszyć z tego, co mam, wpadam w taką złość, że gotów jestem zamordować kogoś!“. Wyobraź sobie, co by mnie odpowiedział, gdybym mu zaproponowała moją grę! — śmiała się Pollyanna
— Mniejsza o to. Ta gra mu właśnie była potrzebna, — odparł Jimmy.
— Oczywiście, że tak, ale na pewno nie podziękowałby mi za nią.
— Przypuszczam, że nie. Jednakże z tą grą łatwiej byłoby żyć zarówno jemu samemu, jak i jego przyjaciołom.
Strona:E Porter Pollyanna dorasta.djvu/193
Ta strona została skorygowana.