Strona:E Porter Pollyanna dorasta.djvu/197

Ta strona została skorygowana.

zwoitym domu prywatnym. W pierwszej chwili nie wiedziałam, co mam robić, ale teraz już wiem. Już wiem, ciociu Polly! Zgadnij, co zamierzam!
— Boże święty, dziecko — jęknęła pani Chilton, — jakaś ty nieopanowana! Nigdy chyba nie staniesz się dojrzałą kobietą. O czym ty właściwie mówisz?
— O mieszkaniu dla pani Carew i Jamie. Już je właśnie znalazłam, — szczebiotała Pollyanna.
— Istotnie? Więc cóż z tego? Co to mnie może obchodzić, moje dziecko? — mruknęła niechętnie opiekunka.
— Bo to mieszkanie jest właśnie tutaj. Mam zamiar wziąć ich do siebie, ciociu.
— Pollyanno! — Pani Chilton ze zgorszenia podskoczyła na krześle.
— Tylko proszę cię, ciociu, nie mów „nie“, bardzo cię proszę, — szeptała gorączkowo Pollyanna. — Czyż nie pojmujesz? To jest jedyna okazja, okazja, na którą tak długo czekałam, a teraz sama mi wpadła w ręce. Urządzimy to cudownie. Mamy mnóstwo miejsca w domu, a wiesz, że gotować i prowadzić dom potrafię. Będziemy miały za to pieniądze, bo oni przecież zapłacą, a jestem pewna, że przyjadą z największą ochotą. Będzie ich troje, bo jest z nimi sekretarka.
— Ależ Pollyanno, ja nie mogę! Zamienić ten dom na pensjonat? Dwór Harringtonów ma być zwykłym pensjonatem dla letników? Nie, Pollyanno, to niemożliwe!
— Ależ to nie będzie taki zwykły pensjonat, droga ciociu. Będzie to tylko taki czasowy. Zresztą, oni są naszymi przyjaciółmi. Niech nam się zdaje, że przyjechali do nas w gościnę. Tylko że to będą