płatni goście, więc jednocześnie zarobimy pieniądze, które nam są tak bardzo potrzebne, — Pollyanna podkreśliła wymownie ostatnie słowo.
Skurcz zranionej dumy przemknął po twarzy pani Chilton. Z głębokim westchnieniem opadła z powrotem na fotel.
— Ale jak ty to zrobisz? — zapytała wreszcie słabym głosem. — Przecież sama nie możesz wykonywać takiej pracy, dziecko?
— Ach, nie, oczywiście, że nie, — uśmiechnęła się Pollyanna. Stała znowu na mocnym gruncie i była pewna wygranej. — Ale mogę gotować i doglądać wszystkiego, a którąś z młodszych sióstr Nancy mogłabym wziąć do pomocy. Stara pani Durgin będzie tak samo prała, jak dotychczas.
— Ale, Pollyanno, ja jestem słaba, wiesz o tym. Niewiele ci pomogę.
— Naturalnie że nie. Nie ma powodu, żebyś ty pracowała, — oburzyła się Pollyanna. — Ach, ciociu, czy to nie będzie wspaniałe? Zbyt dobre, aby mogło być prawdziwe, pieniądze po prostu same wpadają mi w ręce!
— Wpadają ci w ręce, istotnie! Musisz się jeszcze wielu rzeczy nauczyć w życiu, Pollyanno, a najważniejszą z nich jest ta, że letnicy nie rzucają w niczyje ręce pieniędzy, nie otrzymując nic w zamian uprzednio. Będziesz musiała przygotowywać, dźwigać, piec i smażyć do upadłego i będziesz po prostu omdlewała, aby tylko gości odpowiednio obsłużyć, aby im dostarczyć świeżych jajek i mleka i wtedy dopiero uwierzysz w to, co ci teraz mówię.
— Dobrze, będę pamiętała, zaśmiała się dziew-
Strona:E Porter Pollyanna dorasta.djvu/198
Ta strona została skorygowana.